Skip to main content
Monthly Archives

listopad 2013

Wietnam

By Blog No Comments

Wietnam

Wietnam … Najlepsze z podróży to te, na które decydujemy się pod wpływem impulsu. Te planowane też są fajne, jednak niespodzianka i nagła decyzja ma coś, co czyni podróż prawdziwym odkryciem. Tak było tym razem. Pretekstem był LOT, który w świetnej cenie otworzył loty do Hanoi. Nie było czasu na planowanie. Ciach i już. No nie całkiem, bo szaleńcza jazda samochodem do Warszawy w zadymce śnieżnej… Extremalne!

Kilkanaście godzin, Azja w poprzek i już Wietnam. Trzeba się spieszyć, więc wsiadamy do busa i jedziemy do centrum. Szybki przypadkowy hotelik na jedną noc i nareszcie rest. Rano budzi nas Azja! Najlepiej porównać to, co dzieje się na ulicy do wielkiego mrowiska, czy ula. Dla Europejczyka początkowo to totalny chaos. Nieprzerwana rzeka motocykli i rowerów, potok ludzi, szum i wszechobecny handel….koszmar! Koszmar? Nie, jeżeli ktokolwiek pomieszka w Hanoi z tydzień zrozumie, że to miasto to genialnie funkcjonujący i samoregulujący się mechanizm. Nie ma w nim ani joty przypadkowości. Wszystko i wszyscy mają tu swoje miejsce, przeważnie niezmienne od setek lat. Ale od początku. Znaleźliśmy nowy rewelacyjny hotelik za 20$ za pokój z kolonialnymi meblami klimą i komputerem w pokoju – wypas. Teraz można działać. Najpierw tydzień w Hanoi, potem Halong z rejsem i na koniec granica wietnamsko-chińska i do niedawno zamknięte wioski czarnych i czerwonych Homongów. Niestety, zabrakło czasu na środkowy i południowy Wietnam, bo czeka Kambodża via Laos.

Hanoi

Spacerujemy wokół centralnego, malowniczego jeziora Hoan Kiem. Jak co dzień tłumy. A to emeryci ćwiczący w piżamach, a to pary młodożeńców, które w asyście fotografów i wizażystek demonstrują swoje uczucie na tle mętnego stawu. WietnamNagle niedaleko robi się ogromne zbiegowisko na brzegu. Pierwsza myśl, ktoś wpadł o wody i reszta zakłada się, kiedy go ta zielona ciecz zabije. Ale nie, sprawa jest poważniejsza. Nagle z toni wypływa potwór. Poważnie! Ogromny, większy jak te z Galapagos ŻÓŁW. Ale to nie jest zwykły żółw. Jest magiczny, nierealny i nie powinno go tu być od 1000 lat. Wprawdzie legenda mówi, że w XV wieku szlachcic Le Loi dostał magiczny miecz od niebiańskiego żółwia z tego jeziora żeby walczyć o Wietnam z Chinami. Jak już wygrał, żółw upomniał się u cesarza o miecz. A Ten, potem postawił ku jego czci świątynię na wysepce (stoi do dziś), ale to przecież legenda. A tu proszę stoimy a ten żółw płynie realnie ogromny, ludzie szaleją (zobaczenie go szczęście przynosi, albo śmierć przywódcy…zresztą często to to samo) i nawet nastrój udziela się niepochamowanej rzece motocyklisto-rowerów, które stają i blokują cały ruch w Hanoi, chyba na tydzień. My to mamy szczęście….Zwykły spacer a tu objawienie legendy….

 

Wietnam

Ha Long

Ktoś, kto nie widział, co i jak w Wietnamie wozi się po „autostradzie” biegnącej do portowego miasta Hon Gai, ten nigdy nie uwierzy. To jak w wierszyku Brzechwy…widziano nawet osła, którego mrówka niosła…My, widzieliśmy żywego…konia, którego wieziono na motorowerze… No i kto to przebije? O świniach, kurach i tonach wszelakich produktów + rodzina na motorkach nie wspominając. Ale cała ta droga to i tak nic w porównaniu do tego, czym jest zatoka Halong. Po zaokrętowaniu się na statek rodem z filmu „Piraci z Karaibów”, a właściwie raczej „Sandokana ” (jeju, kto to jeszcze pamięta), wypływamy na morze.

Wietnam

Właściwie to nie morze, a zatoka, w której podobno w zamierzchłej przeszłości wylądował smok i wszystkie wyspy zatoki to wystające łuski z jego grzbietu…. To magiczne miejsce, atmosfera jest nieprawdopodobna. Wapienne skały wynurzające się z błękitnej wody skrzypiące poszycie statku, kolory i cisza….  zachód słońca, po którym przychodzi najpiękniejsza z nocy.

Wietnam

Noc na pokładzie statku, na środku zatoki.  Światła innych żaglowców i odbijające się w wodzie gwiazdy, tak jasne, że widać cienie skał wokoło. A do tego wszystkiego jeszcze cicha muzyka grana na żywo. Rano zakupy na bajecznie kolorowym, pływającym targu na łodziach i zwiedzanie jaskiń piratów oraz kajakowa wycieczka wśród ogromnych żaglowych wycieczkowców rodem z średniowiecznych Indochin…Mało jest takich miejsc…

Wietnam

Sapa

Wietnam i 333 km pociągiem, który robi ten dystans w jakieś 10 godzin (a minimum 8) to nie jest rekord świata… Na szczęście mamy kuszetki. Lądujemy na granicy z Chinami w Lao Cai i dalej pniemy się pod górę w rozklekotanym busiku, który ledwo dyszy. To już góry. I to nie byle, jakie, bo do całkiem niedawna niedostępne dla turystów. Tereny są zamieszkiwane przez plemiona czarnych i czerwonych Homongów, które od kilku tysięcy lat żyją właściwie bez zmian i znaczącego wpływu cywilizacji.

WietnamPo rejestracji w hoteliku dostajemy personalnego przewodnika, w postaci dziewczynki Miji, która wygląda na 13 lat a ma 24. Będzie tłumaczyła nam zwyczaje i niuanse tutejszego życia. Jutro start trekkingu, a na razie regenerujemy zmarznięte kości w podgrzewanych łóżkach. Z rana start wędrówki i na początek brnąc wśród bambusów docieramy do wodospadu spadającego na cudowne jadeitowe skały. WietnamPotem poprzez pola ryżowe i tony błota, odwiedzamy kilka wiosek wśród malowniczych i zasnutych mgłą gór. Widzimy przemyślne systemy irygacyjne z rur bambusowych, młoty wodne i proces wyrobu materiałów z włókien marihuany. Widzimy….jak nowoczesna cywilizacja jest tu absolutnie zbędna. Że, właściwie nie jest potrzebna nikomu do niczego. Tu wystarczy fioletowa farba, żeby wśród ogromnego stada gęsi od razu odnaleźć swoje (a że wyglądają głupio…dla kogo? Nie dla nich), wystarczy szaman i tradycja żeby te małe odizolowane społeczności mogły przetrwać i żyć w zgodzie z naturą. To była wspaniała podróż w czasie, pokazująca jak bardzo współczesna cywilizacja zubaża nasze pojmowanie świata, jak jest zbędna!

I najgorsze jest to, że z jednej strony jesteśmy szczęśliwi żyjąc w naszym wygodnym świecie, a z drugiej widzimy bardzo wyraźnie jak bardzo ich życie jest prawdziwe i głębokie, że nasze takie nigdy nie będzie. Wietnam jest rewelacyjny !

Izrael Jordania

Izrael Jordania

By Blog No Comments

Izrael Jordania

Izrael Jordania … Tak właściwie to nie byliśmy przekonanani do tego wyjazdu.
Po pierwsze to nie wyjazd w góry, po drugie kojarzy się z pielgrzymką, a po trzecie „przecież tam permanentna wojna” … jak mawiali znajomi.
No i pomyliliśmy się we wszystkich trzech punktach.
Pogoda po przylocie super.W Polsce -50C ślisko i brzydko a tam 200C i piękne. Trzy godzinki i wiosna! Na Ben Gurionie, które jest prawdziwym portem lotniczym a nie tak jak to coś warszawskie…. ludzi…. malutko! Myślałem, że stratują mnie tłumy pielgrzymek z Polski… a tu nic.
Jeszcze tylko szybka 40 minutowa podróż busikiem i już Jerozolima.

Jerozolima

Przepięknie usytuowana na wzgórzach cała z białego kamienia musiała robić piorunujące wrażenie na Krzyżowcach i pielgrzymach. Ale zamiast roztkliwiać się historycznie, kilka uwag: rewelacyjne drogi, autostrady(bezpłatne) z lekka poprzedzielane w newralgicznych strefach posterunkami wojskowymi, szczególnie w kierunku Palestyny. I tu trzeba powiedzieć jedno: podczas całego pobytu NIGDY nie odczuliśmy jakiegokolwiek zagrożenia. Czy to dzielnice arabskie czy ortodoksyjne – jest bezpiecznie. Jest wojsko, policja, kontrole pakunków przy wejściach do sklepów czy kawiarni, to jest coś, co dla nas jest nowością, ale po pierwszym szoku człowiek zaczyna to traktować normalnie. Zresztą ta normalność też jest pewnym zaskoczeniem. Konglomerat kultur, religii, nowoczesności i tradycji o tysiącletnim rodowodzie funkcjonuje pomimo skomplikowanej sytuacji politycznej zadziwiająco sprawnie i normalnie. Ale wracając do Jerozolimy. Każdy Ją zna, bo telewizja, bo babcia była na pielgrzymce, bo czytał. Sytuacja zmienia się diametralnie jak się w niej pomieszka. To niezwykłe miasto. I nie mówimy o Bazylice czy o Ścianie Płaczu. Atmosfera starówki, ale i reszty miasta, rewelacyjna architektura i ludzie to coś, co trzeba zobaczyć.

Zabytki

A co do zabytków Jerozolimy to nie będę się rozpisywał, ale trzeba zaliczyć te klasyczne: Bazylika Grobu (mieliśmy szczęście, bo nie było ludzi, a to ewenement, i mogliśmy być w niej praktycznie cały dzień) – atmosfera jest tam nieprawdopodobna. Polecamy wizytę w czasie nabożeństw prawosławnych… ze względu na śpiew. Via Dolorosa – droga krzyżowa – nie opisujemy, bo od tego są przewodniki, ale trzeba koniecznie. Ściana Płaczu – resztka muru oporowego pozostałego po Świątyni Salomona – święte miejsce dla wszystkich Żydów, z przed której po długiej drewnianej rampie można w określonych godzinach wejść na Wzgórze Świątynne należące do muzułmanów, z Meczetem Al Aksa i Kopułą Skały. Polecamy zwiedzanie Western Wall tzn. tunelu pod murem zachodnim wejście o lewej strony przed Ścianą Płaczu. Jak się wam trafi dobry przewodnik to bardzo ciekawe zwiedzanie „ od spodu”. Koniecznie trzeba pochodzić po starym mieście zaliczając wszystkie cztery dzielnice, oraz przespacerować się po murach Jerozolimy (widoki…bajka), a to dopiero początek atrakcji. Bardzo klimatyczny jest także spacer od Bramy Lwów, przez cmentarz muzułmanów z rewelacyjnym widokiem na dolinę Jozafata (ważna, bo tu podobno będzie Sąd Ostateczny) i Wzgórze Oliwne, po Bramę Gnojną.

Betlejem

Wszyscy: Nie jedźcie do Betlejem! To Palestyna! Niebezpiecznie i wojna…. Pojechaliśmy. Sympatyczny busik zawozi od Bramy Damasceńskiej, aż po Wielki Mur na przejście graniczne. Dalej w otoczeniu 8 metrowych betonowych murów okalających granicę, przez kontrole do Palestyny. Nie jest to przyjemna przeprawa, chociaż kontrola była symboliczna (turystów tak nie sprawdzają), ale wrażenie jak wejście do więzienia. Jak ktoś lubi ekstremalne przeżycia to może iść pieszo (jakieś 7km) ale nie polecamy. Zapchany zazwyczaj postój taxi przy granicy właściwie pusty. Krótkie negocjacje z Achmedem i jazda. Smutne, TV, wojna skutecznie wyczyściły z turystów to miejsce. Pustki. Bazylika Narodzenia. Samotnie robimy zdjęcia, tylko przy Grocie Żłobka natykamy się na arabską rodzinę. Z jednej strony ta pustka jest super, z drugiej to coś nie tak, żeby takie miejsce wyglądało jak zapomniane. Potem jeszcze tyko przejście przez ulicę z pozamykanymi straganami i następne zabytki….
No ile można siedzieć w Jerozolimie? Długo, a czasu mało więc trzeba dalej.

Morze Martwe

Drogi świetne, więc po wyprzedzeniu czołgów dalej już idzie. Punkt pierwszy Masada. Potężna twierdza na szczycie skały właściwie nie do zdobycia wyrasta z 400 metrowej depresji Morza Martwego i góruje nad okolicą. Po multimedialnym filmie wjazd na górę kolejką (się człowiek starzeje bo kiedyś to byśmy na piechotę…). Masadę zobaczyć trzeba. Choćby dla panoramy z góry. Na horyzoncie jordańskie góry, których grań w nocy świeci odbijając się w Morzy Martwym. Przy morzu wije się droga,, która jest szlakiem od 4000 lat, a po prawej pustynia. Pięknie.
Zejście z góry już na nogach tzw. „Ścieżką węża” i dalej na Pustynię Negew. Pustynia Negew zajmuje 40% całego Izraela. Jest wielka, wyżynna i jak każda pustynia rewelacyjna. Droga wije się brzegiem Morza Martwego. Po drodze jak fatamorgana wyłaniają się wypoczynkowe ośrodki En Gedi i En Bokek, gdzie zazwyczaj turyści taplają się w oleistej i gorącej wodzie Morza Martwego, żeby wypięknieć. Po kilkuset kilometrach pustynią mijając kibuce z osłoniętymi przed wiatrem i słońcem uprawami pojawiają się w końcu światła Ejlatu.

Ejlat

Ejlat i bliźniacza jordańska Akaba to dwa ważne porty nad Morzem Czerwonym. Miasto to kurort o wysokim standardzie z przepiękną plażą i podobno najładniejszą w Morzu Czerwonym rafą koralową. Po zaliczeniu tychże (polecamy nurkowanie z delfinami) kierunek Jordania.

Jordania

Kolejna granica i zmiana krajobrazu. Niby też pustynia, ale te góry… Góry Księżycowe. Wyrastają pustyni Wadi Rum jednej z najpiękniejszych na świecie i wyglądają jak wyrzeźbione. No i w końcu Petra. Trudno opisać jeden z 7 cudów świata. Ludzi mało, widoki genialne i na dodatek Świątynia z filmu ”Indiana Jones”. Petra to niesamowite miejsce i choćby tylko dla niej warto odwiedzić Jordanię. Potem powrót, szybki objazd Akaby i do Ejlatu.
Powrót to następny etap drogi przez cały Izrael. Z przerwą na Jerozolimę droga wiedzie przez Netanyę (z przepiękną plażą Morza Śródziemnego), Haifę, z wiszącymi ogrodami Bahaistów i zabudowanymi stokami góry Karmel, po Akkę (Acra) ostatnią twierdzę krzyżowców na Ziemi Świętej. Mury Akki, o które rozbijają się fale, trochę zaniedbana, przepiękna i klimatyczna starówka, port, oraz atmosfera są niepowtarzalne.
Na sam koniec zostawiliśmy Tel Awiw. Właściwie stare Yafo i Tel Awiw. Była cudowna letnia pogoda, spacer po starych uliczkach Yafo z galeriami sztuki, a potem super nowoczesne centrum Telawiwu. Jak tu nie lubić takich miejsc. No i tak to wygląda w skrócie … Tak było za pierwszym razem. Od tego czasu właściwie wracamy tu co roku, a mimo to za każdym razem odkrywamy coś nowego. Ostatnim razem Jezioro Galilejskie i przepiękne tajemnicze wzgórza Golan (podobno jeden z najniebezpieczniejszych i najbardziej zapalnych regionów świata). Rewelacyjne miejsce, które, oprócz polityki i wojny słynie z genialnych win.W drodze powrotnej odwiedzamy Tell Megiddo starożytne stanowisko archeologiczne. Ciekawe dlatego, że według Pisma tu właśnie odbedzie się ostateczna bitwa dobra ze złem ARMAGEDON. Znowu Galilea i nowoczesność stolicy…. Izrael Jordania to jedna z najważniejszych podróży życia !